Katar 2022: poprawa była zauważalna [analiza Polska - Arabia Saudyjska]

  • Dodał: Kacper Adamczyk
  • Data publikacji: 27.11.2022, 13:51

Reprezentacja Polski pokonała wczoraj Arabię Saudyjską (2:0) i przed ostatnią kolejką została liderem grupy C. Dobę po tym spotkaniu warto przyjrzeć się stylowi gry Biało-czerwonych, który był z pewnością lepszy, niż w starciu z Meksykiem, ale nadal pozostawiał sporo do życzenia. 

 

Szczęsny bohaterem

 

Już sam fakt, że bohaterem polskiego zespołu został jego bramkarz, Wojciech Szczęsny, musi świadczyć o tym, że nie wszystko w grze naszych rodaków funkcjonowało, tak jak trzeba. Oczywiście mamy w pamięci przede wszystkim genialne parady golkipera Juventusu przy rzucie karnym wykonywanym przez Salama Al-Dawsariego oraz dobitce autorstwa Mohammeda Al-Buryaka, ale ratował on skórę swym kolegom także w kilku innych sytuacjach. Biało-czerwoni po raz drugi z rzędu zachowali czyste konto, jednak parę razy ich momentami paniczne zachowania we własnej "szesnastce" mogło przyprawiać o przyspieszone bicie serca. Saudyjczycy stworzyli więcej zagrożenia pod polską bramką, niż Meksykanie i w tym meczu pomoc Szczęsnego była wręcz niezbędna. Potwierdziły się w pewnym sensie obawy o postawę Kamila Glika czy Grzegorza Krychowiaka, ponieważ to właśnie ci piłkarze mieli najczęściej problemy z zatrzymaniem świetnie dryblujących przeciwników. Ten fakt nie jest budujący przed starciem z jeszcze lepiej, czującą się z piłką przy nodze Argentyną. 

 

Trzeba zauważyć, że najczęściej zagrożenie ze strony podopiecznych Herve Renarda przychodziło dla nas z środkowej strefy boiska. Byli oni w stanie przedzierać się tym sektorem, ponieważ potrafili wykorzystać swoje wysokie umiejętności techniczne, przydające się w tłumie oraz mankamenty naszych obrońców. Należy też zauważyć, że przeciętne zawody zaliczyli również Krystian Bielik oraz Jakub Kiwior, którzy nie ustrzegli się błędów. Na notę tego pierwszego z pewnością wpływa sprokurowany rzut karny. Oczywiście możemy dyskutować nad zasadnością tej "jedenastki", lecz należy pamiętać, że każdy kontakt obrońcy z napastnikiem w "szesnastce" jest dokładnie analizowany i dla własnego bezpieczeństwa defensor powinien z atakującym postępować, jak z jajkiem, nie dając nawet pretekstu do podyktowania rzutu karnego.

 

Należy za to pochwalić Polaków za odpowiednie uszczelnienie bocznych sektorów boiska, którymi Saudyjczycy mieli problemy, aby się przebić. Często w fazie defensywnej Biało-czerwoni ustawiali się piątką, a momentami nawet i szóstką w linii, podwajając rywali na skrzydłach, co przyniosło pożądany efekt. Kolejny bardzo dobry mecz w defensywie rozegrał Bartosz Bereszyński. Obrońca Sampdorii udowadnia na tym turnieju niedowiarkom, że świetnie potrafi uprzykrzać życie swym rywalom i jako opcja na bok obrony, przede wszystkim do zapewnienia bezpieczeństwa w tyłach, nadaje się wręcz idealnie. 

 

Dużo szczęścia miał z kolei Matty Cash, ponieważ gracz Aston Villi już w pierwszej połowie powinien opuścić boisko z dwiema żółtymi kartkami, ale sędzia nie dostrzegł, gdy w trakcie pojedynku powietrznego uderzył łokciem w głowę przeciwnika. Następnie 25-latek potrafił opanować emocje i dokończyć mecz, nie osłabiając swego zespołu, lecz i on w co najmniej dwóch sytuacjach w pierwszej połowie powinien zachować się lepiej. Trzeba przyznać, że w drugiej zaprezentował się już po prostu solidnie.

 

Były sytuacje

 

Od początku spotkania z Arabią Saudyjską można było dostrzec, że Czesław Michniewicz chciał tym razem zgarnąć pełną pulę, a nie tylko nie stracić bramki, ponieważ jego podopieczni od pierwszego gwizdka sędziego zagrali bardziej agresywnie, atakowali z większą chęcią i próbowali stosować innych metod, niż tylko "laga" na Roberta Lewandowskiego. W pierwszej połowie, to lepsze nastawienie Biało-czerwonych długo nie przynosiło jednak efektów, aż do trzydziestej dziewiątej minuty, kiedy po naprawdę ładnej akcji do siatki trafił Piotr Zieliński. Należy zauważyć, że wcześniej podopieczni Michniewicza potrafili zagrozić bramce Mohammeda Al-Owaisa tylko za sprawą zablokowanego strzału Krystiana Bielika. 

 

Nasi rodacy starali się przede wszystkim zaskakiwać rywali atakami szybkimi, posyłając bezpośrednie podania do napastników albo na skrzydła. To głównie na kwartecie: Zieliński - Lewandowski - Milik - Frankowski spoczywała odpowiedzialność za kreowanie sytuacji podbramkowych. Pod względem gry ofensywnej u Polaków nie istniał środek pola, ponieważ duet Krychowiak - Bielik tylko sporadycznie podłączał się do akcji ofensywnych. Częściej z tej pary robił to pomocnik Al-Shabab, za to piłkarz Birmingham City skupiał się na zabezpieczeniu własnej bramki. W związku z tym Biało-czerwoni najczęściej grali z pominięciem drugiej linii. Właśnie szybkie ataki wydawały się naszym głównym planem na wysoko ustawioną linię obrony Saudyjczyków.

 

Tym razem, jak już wspomniałem, podopieczni Czesława Michniewicza zagrali mniej bojaźliwie i momentami starali się wyżej atakować przeciwników. W końcu, to właśnie dzięki pressingowi nasi rodacy wywalczyli rzut karny w starciu z Meksykiem, a wczoraj Robert Lewandowski zdobył drugą bramkę. Uwzględniając te argumenty, myślę, że można z takiego środka korzystać trochę częście, nawet przeciwko Argentynie. 

 

Ostatecznie Polacy zdołali stworzyć sobie co najmniej cztery bardzo dobre szanse na zdobycie bramki, czyli więcej niż Saudyjczycy. Biorąc pod uwagę ten aspekt, to Biało-czerwoni wygrali zasłużenie, a przy lepszej skuteczności mogli zdobyć tych goli jeszcze więcej.

 

Kultura gry po stronie rywala

 

Taki stan rzeczy można było niestety przewidzieć już przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Każdy kto oglądał spotkanie Arabii Saudyjskiej z Argentyną mógł zauważyć, że piłkarze znad Zatoki Perskiej posiadają wysokie umiejętności techniczne, co było widoczne także wczoraj. To podopieczni Herve Renarda częściej i skuteczniej utrzymywali się przy piłce, czując się lepiej w pojedynkach jeden na jednego. Na pewno właśnie z tej kultury operowania futbolówką zapamiętam Saudyjczyków po tym mundialu. Za to Biało-czerwoni albo aż tak dobrze z piłką grać nie potrafią (w co wątpię, patrząc na ich jakość indywidualną) albo po prostu Czesław Michniewicz z powodu pewnej bojaźni i pragmatyzmu tak swoim graczom wręcz grać zakazał. Już mecz z Meksykiem pokazał, że jest to strategia, która może być chwalona tylko w przypadku ostatecznego zwycięstwa, ponieważ przy innym wyniku końcowym, taki sposób gry nie ma prawa się obronić. 

 

To właśnie kultura gry zdecydowała o tym, że Polacy, mimo zgarnięcia kompletu punktów nie mogą powiedzieć, że mieli wczorajsze spotkanie pod kontrolą. 

 

Zieliński - ciało obce

 

Odnoszę wrażenie, że Czesław Michniewicz ma ewidentny problem z Piotrem Zielińskim i nie ma przypadku w tym, że zdjął go z boiska jako pierwszego, mimo że to właśnie on trafił do siatki. Pomocnik Napoli w tym sezonie jest w rewelacyjnej formie, ale selekcjoner reprezentacji Polski nie ma pomysłu, jak wykorzystać taki skarb w swoim zespole. Ma to związek z stylem gry preferowanym przez byłego szkoleniowca Legii Warszawa, który na mistrzostwach świata stawia na grę bezpośrednią, pozbawioną wielkiego ryzyka. Za to 28-latek najlepiej czuje się, mając futbolówkę przy nodze, znajdując się z nią na wprost bramki rywala. W reprezentacji często futbolówka lata nad jego głową i musi walczyć o drugie piłki zgrywane przez napastników, a także uczestniczyć w kontratakach, a nie w bardziej lubianych przez siebie atakach pozycyjnych. Mówiąc, że nie jest to styl Zielińskiego, to jakby nic nie powiedzieć. Pomocnik Napoli stara się, jak może dostosować do pomysłu taktycznego Michniewicza, ale widać, że nie jest to dla niego łatwe. W związku z tym prezentuje się przeciętnie, nie mogąc zaprezentować pełni swojego potencjału.

 

Z Meksykiem średnia pozycja zajmowana przez 28-latka okazała się wyższa od tej Roberta Lewandowskiego, a wczoraj także odgrywał rolę drugiego napastnika albo skrzydłowego, schodzącego do środka. Jestem ciekaw, czy Michniewicz znajdzie dla Zielińskiego lepszą funkcję w swoim systemie, jednak będzie o to trudno w starciu z ofensywnie nastawioną Argentyną. W związku z tym być może selekcjoner zdecyduje się zostawić pomocnika na ławce, choć wątpliwe, aby odważył się na taki ruch. Przez wiele lat za ciało obce w reprezentacji uważany był Robert Lewandowski, dzisiaj z takim problemem mierzy się Piotr Zieliński. 

 

Nietypowa rola Milika

 

To był na pewno trudny mecz dla napastnika Juventusu, który stoczył w jego trakcie wiele pojedynków, a także wykonał ogrom pracy w defensywie. Wszyscy oczekiwali, że w tym spotkaniu narodzi się na nowo współpraca między nim, a Lewandowskim, jednak nic takiego nie nastąpiło, a między panami nie było czuć na boisku wielkiej chemii. Powszechnie wiadomo, że z snajperem Barcelony dużo lepiej uzupełnia się Karol Świderski, który nie otrzymał jeszcze szansy od trenera na tym mundialu. Być może, pozbawiony przez ostatni miesiąc przed imprezą w Katarze, rytmu meczowego zawodnik nie jest według Michniewicza w odpowiedniej dyspozycji.

 

Milik musiał wielokrotnie walczyć wręcz z obrońcami Arabii Saudyjskiej, ale moją uwagę zwróciła zajmowana przez niego pozycja w defensywie. Ku mojemu zaskoczeni, to właśnie on, a nie Zieliński, w fazie bronienie był ustawiony na jednym ze skrzydeł. Za to pomocnik Napoli ustawiał się najbliżej Roberta Lewandowskiego. Napastnik Juventusu wywiązał się naprawdę solidnie z swych obowiązków w defensywie, za co należy go chwalić. W związku z jego zaskakująco niskim ustawieniem często nie miał optymalnej pozycji, aby wesprzeć Lewandowskiego czy Zielińskiego w rozprowadzeniu skutecznej kontry. Milik otrzymał jednak swoją jedną szansę na zdobycie bramki. W sześćdziesiątej trzeciej minucie został obsłużony znakomitym dośrodkowaniem z lewej strony boiska od Przemysława Frankowskiego, lecz po jego uderzenie głową futbolówką zaledwie obiła poprzeczkę. 

 

Tylko jeden skrzydłowy

 

Zaskakującym zabiegiem, biorąc pod uwagę sporą przestrzeń do ataku za linią obrony Saudyjczyków, było wystawienie przez Czesława Michniewicza zaledwie jednego klasycznego skrzydłowego w osobie Przemysława Frankowskiego. Dopiero w drugiej połowie za Piotra Zielińskiego na boisku pojawił się Jakub Kamiński i była to naprawdę solidna zmiana w wykonaniu piłkarza Wolfsburga, który wniósł sporo ożywienia do gry swojego zespołu. Wychowanek Lecha pokazał tym samym, jaką wartość stanowią dla Polaków skrzydłowi. Zresztą to właśnie po dograniach z bocznych sektorów boiska Biało-czerwoni okazywali się wczoraj najgroźniejsi.

 

Bramkę Zielińskiego poprzedziła dwójkowa akcja na prawej stronie duetu Cash-Frankowski, strzał w poprzeczkę Milika był efektem doskonałej wrzutki Frankowskiego z lewej flanki, a uderzenie w słupek Lewandowskiego poprzedziło podanie Jakuba Kamińskiego z prawej strony. Te fakty pokazują, jak bardzo potrzebujemy, będących w dobrej formie skrzydłowych, którzy potrafią obsłużyć napastników. Myślę, że w planie selekcjonera też lepsze byłoby rozwiązanie z wystawieniem już od pierwszego gwizdka dwóch  klasycznych skrzydłowych, lecz bardzo chciał on pomieścić gdzieś na murawie Zielińskiego, czującego się najlepiej na pozycji numer osiem, gdzie nie jest wystawiany przez Michniewicza. 

 

Jeden krok od historii

 

W ostatnim meczu grupowym przeciwko Argentynie Polakom wystarczy remis, aby po raz pierwszy od 1986 roku awansować do fazy pucharowej Mistrzostw Świata. Gdy myślę o naszej obecnej sytuacji, to momentalnie przypominają mi się młodzieżowe Mistrzostwa Europy za kadencji właśnie Czesława Michniewicza. Wówczas jego podopieczni do sensacyjnego awansu do półfinału i na Igrzyska Olimpijskie w Tokio potrzebowali zaledwie remisu z Hiszpanią. Wycieńczonych poprzednimi potyczkami Biało-czerwonych od pierwszego gwizdka sędziego interesował tylko remis, co skończyło się ich bolesną porażką, aż 0:5. Mam nadzieję, że Michniewicz wyciągnął odpowiednie wnioski z tamtego pojedynku i nie popełni drugi raz tych samych błędów. Powszechnie wiadomo, że gdy celem drużyny jest tylko remis, to najczęściej ona przegrywa, lecz patrząc na to, jaką strategię na mecz z Meksykiem obrał selekcjoner, to należy mieć obawy, że znowu zobaczymy w ofensywie tylko "lagę" na Roberta Lewandowskiego. Jeśli taki pomysł da nam awans, to każdy wybaczy trenerowi słaby styl, ale w przypadku porażki i jednoczesnym braku awansu, zapewne pożegna się on z posadą.