Katar 2022: panowie, odwagi! [zapowiedź meczu Polska - Francja]
Tomasz Woźniak/Poinformowani.pl

Katar 2022: panowie, odwagi! [zapowiedź meczu Polska - Francja]

  • Dodał: Kacper Adamczyk
  • Data publikacji: 03.12.2022, 22:07

Już jutro o godzinie szesnastej reprezentacje Polski i Francji wybiegną na murawę Al Thumana Stadium, aby zmierzyć się o awans do najlepszej "ósemki" mundialu. Dla Biało-czerwonych będzie to pierwsze takie spotkanie na najważniejszej piłkarskiej imprezie na świecie od 1986. 

 

Różne cele

 

Jutro w Dosze wyjdą na przeciw siebie dwie ekipy o zupełnie różnych celach. Dla Polaków wyjście z grupy już jest sukcesem po trzech nieudanych próbach z rzędu, za to dla Francuzów 1/8 finału ma być tylko kolejnym krokiem ku obronie mistrzowskiego tytułu. Nas ewentualna wiktoria Orłów Michniewicza wprawi w euforie i zabierze wręcz do nieba, a nad Sekwaną potencjalnej wygranej Trójkolorowych nikt nie będzie fetował, ponieważ jest ona traktowana, jak obowiązek. Z pewnością, to podopieczni Didiera Deschampsa są zdecydowanymi faworytami starcia w stolicy Kataru. Przemawia za nimi dosłownie wszystko: potencjał sportowy, aktualna dyspozycja czy choćby to, że szkoleniowiec Francuzów oszczędził kilku liderów w już nieistotnej z ich punktu widzenia potyczce z Tunezją. 

 

Za Les Blues stoi także historia, ponieważ na szesnaście bezpośrednich pojedynków obu reprezentacji Polacy wygrali zaledwie trzy, pięciokrotnie remisując i ponosząc osiem porażek. Ostatni raz obie kadry spotkały się na boisku w 2011 roku. Wówczas na stadionie Legii Warszawa goście triumfowali 1:0 po samobójczym trafieniu Tomasza Jodłowca. Za to na Mistrzostwach Świata oba kraje mierzyły się tylko raz, w meczu o trzecie miejsce w 1982 roku. Tamto starcie Biało-czerwoni wygrali 3:2 i zajęli miejsce na podium. 

 

Skala dobrobytu

 

Ta u wciąż aktualnych mistrzów świata jest ogromna, mimo plagi kontuzji, z którą musi mierzyć się Didier Deschamps. Szkoleniowiec Trójkolorowych w Katarze musi radzić sobie bez m.in.: Paula Pogby, N'Golo Kante, Presnela Kimpembe, Mike'a Maignan, Christophera Nkunku czy zdobywcy Złotej Piłki, Karima Benzemy. Poza tym w starciu z Australią więzadła w kolanie zerwał Lucas Hernandez. Trzeba przyznać, że lista ta robi wrażenie, ponieważ każdy z tych graczy mógłby znaleźć się nawet w wyjściowej "jedenastce" Kogutów. Pomimo to ich podstawowy skład nadal imponuje, a pod nieobecność Benzemy znakomicie spisuje się najlepszy strzelec w historii Les Blues, Olivier Giroud.

 

Gdzie upatrywać szans?

 

Francuzi, co prawda ulegli na zakończenie zmagań grupowych Tunezji (0:1), ale nie należy do tego rezultatu przywiązywać wielkiej wagi, ponieważ nasi najbliżsi rywale już przed tym meczem byli pewni awansu i Didier Deschamps postanowił dać szansę dublerom, którzy niezbyt dobrze ją wykorzystali. Właśnie postawa zawodników rezerwowych martwi najbardziej ekspertów nad Sekwaną, ponieważ w przypadku słabszej formy jednego z graczy wyjściowej "jedenastki" i niekorzystnego wyniku następni piłkarze nie gwarantują aktualnie najwyższej jakości. 

 

Ostatnie miesiące w wykonaniu Trójkolorowych uwidoczniły fakt, że nie są oni nie do pokonania i można ich zaskoczyć. W końcu w tegorocznej edycji Ligi Narodów odnieśli tylko jedno zwycięstwo przeciwko Austrii i zajęli trzecie miejsce w swojej grupie, do ostatniej kolejki walcząc o utrzymanie. Jedną z przyczyn tak słabych rezultatów w tych rozgrywkach był nieudany eksperyment z grą w ustawieniu z trójką stoperów, z którego Deschamps przed mundialem się wycofał. Za to już w Katarze Koguty pokazały, że ich defensywa nie jest nietykalna i można im strzelić gola. Oprócz Tunezji dokonały tego także Dania i Australia. Poza tym przypominam sobie starcie Francuzów z Szwajcarami w 1/8 finału zeszłorocznego Euro, gdy faworyzowani podopieczni Didiera Deschampsa prowadzili już 3:1, ale potem stracili koncentrację, a Helweci zdołali doprowadzić do dogrywki i ostatecznie okazać się lepsi w serii rzutów karnych. 

 

Można sobie śmiało wyobrazić scenariusz, w którym, to Polacy w niedzielę oddadzą piłkę rywalowi i będą czyhać na kontrataki, próbując wykorzystać wysoko ustawioną linię obrony rywala, chociaż trzeba przyznać, że przeciwnicy mają naprawdę szybkich zawodników z tyłu, więc odważne ustawienie ich defensywy wcale nie jest nieuzasadnione. Wydaje się, że Francuzi bardziej komfortowo czują się w kontratakach, gdy swoją szybkość mogą wykorzystać Kylian Mbappe czy nieobliczalny Ousmane Dembele, lecz należy pamiętać, że Antoine Griezmann, Adrien Rabiot czy Olivier Giroud gwarantują Les Blues też odpowiednią jakość w ataku pozycyjnym. 

 

Dysonans nad Wisłą

 

Po pierwszym awansie Biało-czerwonych do fazy pucharowej od trzydziestu sześciu lat w kraju powinien zapanować duży entuzjazm, jednak tak się nie stało. Polacy podzielili się już tradycyjnie na dwa skrajne obozy, jedni są zażenowani fatalnym stylem gry podopiecznych Czesława Michniewicza, inni uważają, że najważniejszy jest suchy wynik i bardzo doceniają sam awans. Moim zdaniem trudno przejść obojętnie obok katastrofalnego występu Biało-czerwonych przeciwko Argentynie, ale należy cieszyć się z tego, że nasi rodacy otrzymali jeszcze jedną szansę, aby pozostawić po sobie zdecydowanie lepsze wrażenie. W końcu gorzej, niż w środę już zaprezentować się nie mogą. 

 

Jak zagrają w niedzielę Polacy?

 

Przede wszystkim miejmy nadzieję, że zagrają diametralnie inaczej, niż przeciwko Albiceleste, kiedy to nie potrafili wymienić kilku podań, oddać celnego strzału, czy długimi fragmentami znaleźć się z futbolówką na połowie rywala. Należy się spodziewać, że Biało-czerwoni będą się nisko bronić i oczekiwać na swoje szanse po kontratakach czy stałych fragmentach gry. W końcu, mając niemały potencjał w ofensywie nie możemy się sami ograniczać, nie będąc w stanie wymienić kilku podań, na co na pewno naszych rodaków stać. Pozostaje zagadką, jakich wyborów taktycznych i personalnych dokona, słynący z drobiazgowej analizy rywala Michniewicz, aby zatrzymać bardzo mocną francuską ofensywę i jednocześnie stworzyć jakąś sytuację Robertowi Lewandowskiemu.

 

Zmiany w składzie w porównaniu z starciem z Argentyną wydają się wręcz nieuniknione, ponieważ wiele elementów nie zdało egzaminu. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby postawienie od pierwszej minuty na Arkadiusza Milika, który cały środowy wieczór spędził na ławce rezerwowych oraz posłanie od początku do boju dwóch klasycznych skrzydłowych, co pozytywnie wpłynęłoby na postawę Biało-czerwonych zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Wątpliwe jest jednak, aby Michniewicz zdecydował się na oba takie rozwiązania na raz, bo skutkowałoby to zostawieniem na ławce kogoś z tercetu Zieliński-Krychowiak-Bielik. Ten pierwszy jest zbyt dobrym zawodnikiem, żeby nie grać od początku, za to o obecności pozostałej dwójki powinny zadecydować względy taktyczne. Selekcjoner zapewne nie zrezygnuje z ustawienia z dwoma "szóstkami", ponieważ będzie się obawiał siły ognia Les Blues, chociaż obaj defensywni pomocnicy nie prezentują najwyższego poziomu. Piłkarzem o podobnej do nich charakterystyce jest jeszcze Damian Szymański, ale nie wydaje się, aby to był gracz gwarantujący jakość godną 1/8 finału Mistrzostw Świata. 

 

Biało-czerwoni będą starali się ograniczyć wolną przestrzeń za swoimi plecami, żeby nie dać miejsca na rozpędzenie się choćby Kylianowi Mbappe, a także będą dbali o odległości między sobą i odpowiednią asekurację, która będzie ważna przy dobrze dryblujących Francuzach. Wielu fanów i ekspertów zapewne szczególnie będą ciekawiły momenty, gdy to Biało-czerwoni znajdą się przy piłce, czy będą potrafili wymienić kilka podań i przedostać się na połowę rywala, ponieważ takich elementarnych czynności należy od nich wymagać. Należy spodziewać się ograniczenia ryzyka w rozgrywaniu futbolówki od bramkarza i zapewne powrotu do "lag" na Roberta Lewandowskiego. Jeśli rzeczywiści taki plan ma w głowie Michniewicz, to powinien postawić od pierwszej minuty na Milika obok napastnika Barcelony, aby i snajper Juventusu przepychał się z obrońcami i zbierał drugie piłki. 

 

Podstawowym elementem, który musi się zmienić u Biało-czerwonych jest ich nastawienie mentalne, ponieważ to od niego wszystko się zaczyna. W trakcie fazy grupowej było widać, jak bardzo Polacy chcą wreszcie awansować do najlepszej "szesnastki" turnieju, na dla części z nich ostatnim mundialu. Tym czynnikiem, a także naturą samego trenera była spowodowana postawa jego podopiecznych z Meksykiem i Argentyną, gdy piłkarze znad Wisły nie chcieli przede wszystkim stracić bramki. Szkoleniowiec wolał postawić na popularny "autobus", ponieważ uznał, że ta taktyka da największe szanse na promocję do 1/8 finału i się nie pomylił. Teraz jednak Biało-czerwoni nie mają nic do stracenia, nikt na nich nie stawia, a raczej każdy skazuje na pożarcie w starciu z obrońcami tytułu, zwłaszcza po tym, co zaprezentowali dotychczas podczas swojego pobytu w Katarze. Los i Wojciech Szczęsny dali im jeszcze jedną szansę, aby pokazać, że potrafią zachować odpowiedni balans między obroną, a atakiem. Bez takiej umiejętności Orły Michniewicza przeciwko Trójkolorowym nie mają żadnych szans, bo przez całe spotkanie nie da się wyłącznie bronić, a skoro już nawet Kamil Glik wyraźnie narzeka na styl gry kadry, to należy wiedzieć, że sprawy w tej kwestii zaszły za daleko. 

 

Karne biorę w ciemno

 

Ktoś może mnie zlinczować za takie stwierdzenie, ale według mnie dotrwanie do serii jedenastek już będzie dużym sukcesem Polaków, ponieważ na dzień przed spotkaniem nawet na takie rozwiązanie niewiele wskazuje. Nie ma, co ukrywać, że obecnie najbardziej prawdopodobnym wynikiem jest pewne zwycięstwo Kogutów, ale Biało-czerwoni nie mogą się poddać. Życzę im z całego serca, aby na przekór wszystkim wywalczyli awans do najlepszej ósemki turnieju, zaskakując cały świat, w tym ich rodaków. Do tego celu są  potrzebne: dużo lepsze występy wszystkich zawodników (być może nawet już i tak genialnego Wojciecha Szczęsnego), znacznie rozsądniejsza  strategia Czesława Michniewicza oraz fura szczęścia. Oby te czynniki spotkały się razem w niedzielę w Dosze i Polacy sprawili gigantyczną sensację. 

 

Z perspektywy kibica można jedynie graczy zapewnić, że nawet jeśli po meczu z Argentyną spadła na nich zasłużona krytyka, a teraz panuje wszechobecny defetyzm, to w niedzielę o szesnastej wszyscy znów będziemy z nimi, będziemy wierzyć, na przekór rozumowi.