Katar 2022: emocje, niespodzianki, bohaterowie... Podsumowanie fazy grupowej
YT, FIFATV

Katar 2022: emocje, niespodzianki, bohaterowie... Podsumowanie fazy grupowej

  • Dodał: Rafał Kozieł
  • Data publikacji: 03.12.2022, 12:23

Zakończyła się faza grupowa mistrzostw świata w Katarze, w związku z czym można powiedzieć, że prawdziwe granie rozpoczyna się dopiero teraz. Mimo to, po tych niespełna dwóch tygodniach turnieju, można już wyciągnąć pierwsze wnioski i spostrzeżenia dotyczące mundialu.

 

Jestem faworytem? No niekoniecznie…

 

Tuż po losowaniu grup mistrzostw świata  wydawało się, że ciekawych meczów w fazie grupowej będzie jak na lekarstwo. Na osiem grup w pięciu w ciemno można było obstawić wyniki większości spotkań. Życie jednak lubi płatać figla, tak też było i w tym przypadku.

 

Piłka nożna to piękny sport, każdy kibic tej dyscypliny sportu to przyzna. Bo – przyznajcie sami – czy nie jest piękne oglądanie drużyny teoretycznej bez szans, która walczy jak równy z równym ze swoim rywalem? Arabia Saudyjska (oczywiście z olbrzymią dozą szczęścia) pokonuje Argentynę, Japończycy ogrywają Niemców, a Kostaryka przez moment w wirtualnej tabeli grupy E była na miejscu premiowanym awansem do 1/8 finału kosztem reprezentacji Hiszpanii. To pokazuje, że poziom reprezentacyjny naprawdę idzie do góry, przez co nawet „kopciuszek” może zagrać jak równy z równym z faworytem nie tylko swojego meczu, ale często i całego turnieju.

 

Oczywiście, zdarzały się spotkania, gdzie teoretyczny faworyt całkowicie tłamsił swojego rywala, zasłużenie zwyciężając swoje spotkanie. Polscy kibice zapewne mają przed oczami nasze ostatnie grupowe starcie z Argentyną, jednak takich meczów było zdecydowanie więcej. Wystarczy wspomnieć o spotkaniach Anglia - Iran, Hiszpania - Kostaryka czy Brazylia - Serbia, a znalazłoby się ich jeszcze co najmniej kilka.

 

Gwiazdy gasnące i błyszczące

 

Jak to bywa na wszelkich turniejach rangi mistrzowskiej, są drużyny, które są rewelacjami mistrzostw, oraz takie, które całkowicie rozczarowują. Już na wstępie zaznaczam, że do żadnej z grup nie zamierzam wrzucać reprezentacji Polski, bowiem fazę grupową w jej wykonaniu opisywaliśmy w osobnym tekście.

 

Na trwającej właśnie imprezę furorę robią zespoły z Afryki i Azji. Na pierwszy plan wysuwają się chyba Marokańczycy. Podopieczni Hoalida Regraguiego po losowaniu grup skazywani byli na pożarcie i walkę o zaledwie trzecie miejsce z grupy F. Jak było, wszyscy wiemy. Remis po zero z Chorwacją oraz dwie wygrane – 2:0 z Belgią oraz 2:1 z Kanadą – sprawiły, że „Lwy Atlasu” sprawiły psikusa rywalom i ekspertom, nie tylko wychodząc z grupy, lecz robiąc to z pierwszego miejsca. Co więcej, po dwóch pierwszych meczach (a więc po starciach z bardzo solidnymi europejskimi zespołami) Maroko pozostawało jedną z trzech drużyn, które nie straciły jeszcze bramki. W afrykańskim zespole na pewno może imponować dyscyplina taktyczna, płynność w rozgrywaniu akcji, a także zabójcze wyprowadzenie kontrataków. W spotkaniu 1/8 finału Marokańczycy zmierzą się z reprezentacją Hiszpanii. Patrząc na ich dyspozycję, nie skreślałbym ich całkowicie, zwłaszcza, że byli już skreślani przed fazą grupową, a jak skończyło się – sami widzimy.

 

Zmieniamy kontynent i wędrujemy na Daleki Wschód. Japończycy – podobnie jak Maroko – również nie było w zbyt dobrych humorach po losowaniu grup mundialu. Hiszpania i Niemcy, trzeba przyznać, że taki zestaw mógł robić wrażenie. Hajime Moriyasu potrafił jednak dotrzeć do swoich piłkarzy, znaleźć sposób na rywala i wpoić go zawodnikom. Efekt? Sensacyjne zwycięstwo nad Niemcami na inaugurację, dające pewien komfort. Potem przyszła wpadka z Kostaryką (porażka 0:1 pomimo bardzo dobrej gry, by na koniec fazy grupowej znów utrzeć nosa faworytom. „Samurajowie” pokonali Hiszpanię 2:1 i zapewnili sobie zwycięstwo w grupie, odsyłając do domów naszych zachodnich sąsiadów. Teraz przed piłkarzami Hajime Moriyasu starcie z Chorwacją w 1/8 finału. Jeśli Japończycy zagrają jak do tej pory, nie jest powiedziane, że będzie to ich ostatni mecz na tegorocznym mundialu.

 

To tylko najbardziej jaskrawe przykłady, bo przecież takich drużyn było zdecydowanie więcej. Korańczycy z Południa i Senegalczycy także znaleźli się w fazie pucharowej mundialu, miły dla oka i ambitny futbol zaprezentowała Arabia Saudyjska, Australia w klasyfikacji grupy D uległa tylko Francuzom kosztem Danii. Nawet Kanada, pomimo trzech porażek, pozostawiła po sobie całkiem miłe wspomnienie.

 

Czy to zatem oznacza, że mamy same zespoły świetnie grające? Bynajmniej. Skoro mamy miłe niespodzianki, to muszą być także i zaskoczenia. I tutaj od razu nasuwają się dwa zespoły – Belgia i Niemcy.

 

Ci pierwsi, brązowi medaliści poprzednich mistrzostw świata, od początku igrali z ogniem. Szczęśliwe zwycięstwo z Kanadą na inaugurację dało trzy punkty, jednak nie dało się odnieść wrażenia, że drużyna nie funkcjonuje jak należy. Po porażce z Marokiem do mediów zaczęły dochodzić informacje o wewnętrznych problemach kadry, przepychanek i wzajemnego zrzucania winy. Atmosfery nie poprawiały także opinie kadrowiczów, jak np. Kevina De Bruyne. Gwiazdor Manchesteru City stwierdził, że jego reprezentacja nie odegra roli na mundialu, bowiem jest na to za stara. Mimo to podopieczni Roberto Martineza do końca mieli wszystko w swoich rękach, jednak brak zwycięstwa z Chorwacją spowodował, że wracają oni do domów.

 

Podobnie jak Niemcy. Po raz drugi z rzędu nasi zachodzi sąsiedzi żegnają się z turniejem, zanim tak na dobre się zaczął. W przypadku podopiecznych Hansiego Flicka gwoździem do trumny okazała się wspomniana porażka z Japonią na inaugurację. Potem Niemcy zdołali zremisować z Hiszpanią, oraz – zgodnie z planem – pokonać reprezentację Kostaryki. Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że gra Niemców nie była tym na co ich stać, przez co pozostałą część mistrzostw świata obejrzą oni w domu.

 

Po fazie grupowej rozczarowani mogą być także Duńczycy, którzy również żegnają się z turniejem, zajmując ostatnie miejsce w grupie za Francją, Australią oraz Tunezją. Na więcej liczyli zapewne fani Meksyku, bowiem ich reprezentacja siedem razy z rzędu wychodziła z grupy. Tym razem stało się inaczej, co cieszy nas, kibiców reprezentacji Polski. Mimo to największe rozczarowanie przeżyli fani gospodarzy. Katar dostał okazję promocji piłki nożnej, dostał warunki zbudowania zespołu na mistrzowską imprezę, jednak to za mało. Jasne, nie można było odmówić podopiecznym Felixa Sancheza ambicji i chęci pokazania się, lecz to nie to. Katar miał po prostu zbyt słabą drużynę na turniej tego typu rangi i powinien cieszyć się, że otrzymał prawo goszczenia mundialu. Inaczej o Katarze na mistrzostwach świata nikt by nie usłyszał.

 

No dobrze, a czy mamy jakieś pojedyncze gwiazdy, które warto wyróżnić? Miało nie być o Polakach, ale jeśli bramkarz praktycznie w pojedynkę daje awans z grupy, broniąc dwa rzuty karne i ratując kolegów w sytuacjach praktycznie niemożliwych, nie możemy tego pominąć. Wojciech Szczęsny i turnieje mistrzowskie to do tej pory nie był udany związek, jednak golkiper Juventusu robi wszystko, aby to naprawić. To właśnie na jego barkach awansowaliśmy do najlepszej „16” turnieju i nie ma co zakłamywać rzeczywistości. Tak samo jak nasi najbliżsi rywale, którzy awansowali głównie dzięki Kylianowi Mbappe. Francuski napastnik jest współliderem klasyfikacji strzelców, jednak to niejedyny wkład 23-letniego zawodnika w grę broniących tytułu „Trójkolorowych”. Jego niesamowita szybkość i pęd na bramkę rywala pozwala obrońcom na złapanie chwili wytchnienia, a kolegom z ofensywnych formacji daje większy wachlarz możliwości. Nie można zapominać też o Bruno Fernandesie, reżyserze gry Portugalii. Dwie bramki i dwie asysty w trzech meczach to świetny bilans na pomocnika. Zawodnik Manchesteru United daje spokój i przytomność umysłu, a kiedy trzeba to i podkręcenia tempa. W fazie pucharowej warto też zwrócić uwagę na Cody’ego Gakpo, który obok Alvaro Moraty jako jedyny zdobył bramkę w każdym meczu fazy grupowej.

 

Sporo emocji to podstawa

 

Mundial w Katarze przyniósł sporo nowinek w trakcie trwania meczów. Podczas trwającego turnieju używany jest półautomatyczny system wykrywania spalonego, który chyba na dobre zakończy dyskusję o błędach sędziowskich w tym obszarze. Prowadzący poszczególne spotkania arbitrzy dostali dyspozycje z centrali, aby przedłużać mecze o całkowity czas przerw podczas gry. W związku z tym coraz częściej widzimy, że każda z połów przedłużona jest nie o 2-3, a 6-8,  nawet i dziesięć minut. Dzięki temu przegrywająca drużyna nie czuje się do końca pokrzywdzona, a i emocje są większe. Efekty są już widoczne. Spotkanie Walia – Iran? Dwie bramki „Persów”, w 98. oraz 101. minucie. Według „starych” zasad zawodnikom z Azji trudno byłoby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

 

Co do sędziów, należy zauważyć jeszcze aspekt prowadzenia meczów. W samej fazie grupowej  zostało podyktowanych sporo „miękkich” rzutów karnych. Pytanie, czy podczas oglądania powtórek po sygnale z wozie VAR arbiter podejmuje decyzję na podstawie własnego sumienia, czy centrala także i w tej kwestii pewne rzeczy narzuciła arbitrom. Zwłaszcza, że sporo tych „jedenastek” było po prostu kontrowersyjnych.

 

Inną sprawą jest poziom sportowy poszczególnych spotkań. Bo kto z nas przypuszczał, że mecze USA – Walia, Korea Południowa – Ghana czy Kamerun – Serbia przyniosą tak wiele emocji? Zapewne garstka osób. A jednak, mistrzostwa świata są tym czasem, gdzie piłka nożna łączy, a wiele, zwykle „egzotycznych” krajów, dostarcza wrażeń, które są wspominane.

 

Faza grupowa to oddzielenie słabych zespołów od tych najlepszych. W sobotę wieczorem rozpocznie się gra na poważnie, gdyż do gry wchodzi zasada „przegrywający odpada”. Miejmy nadzieję, że – przez i tak mocno ciekawe mistrzostwa świata – wciąż będziemy świadkami wielu emocji i niespodziewanych rozstrzygnięć. Jako Polak chciałbym, aby jednym z tych kopciuszków była nasza reprezentacja. Jak powiedział śp. Kazimierz Górski „Wygramy my albo oni”. Oby ta dewiza przyświecała wszystkim 16 zespołom, które pozostały na placu boju.