EuroCup: Śląsk pokazał pazur, lecz to nie wystarczyło. Czternasta porażka mistrzów Polski
Andrzej Romański/PLK

EuroCup: Śląsk pokazał pazur, lecz to nie wystarczyło. Czternasta porażka mistrzów Polski

  • Dodał: Konrad Klusak
  • Data publikacji: 08.03.2023, 20:40

London Lions po zaciętym pojedynku zwyciężyło spotkanie z WKS Śląskiem Wrocław 83:76. Zespół z Dolnego Śląska powalczył z liderami brytyjskiej BBL, lecz w końcówce musieli uznać wyższość zespołu z Londynu.

 

Goście, a dokładniej Miye Oni rozpoczął od celnego rzutu za trzy. Początek był dość wyrównany. Gdy London Lions wypracowało trochę przewagi, to zaraz gospodarze odrabiali straty. Taki widok oglądać mogliśmy przez większość pierwszej kwarty. Później liderzy British Basketball League odskoczyli na kilka punktów przewagi i utrzymywali ją do końca kwarty prowadząc po pierwszych dziesięciu minutach 30:24.

 

Początek drugiej części dał kilka punktów więcej dla przyjezdnych, którzy  po dwóch minutach drugiej kwarty prowadzili ośmioma punktami. Sygnał do ataku i odrabiania strat dał jednak lider WKS-u Śląska, Jeremiah Martin. To za sprawą dobrej postawy Amerykanina wrocławianie powoli nadrabiali straty do londyńczyków. Po tej pogoni gospodarze na półmetku przegrywali czterema "oczkami" - 36:40.

 

Początek trzeciej kwarty wrocławianie zaczęli z animuszem i za sprawą rzutów Parakhouskiego, Martina i Kolendy zdobyli pierwsze dziewięć punktów w drugiej połowie spotkania wychodząc w międzyczasie na pierwsze prowadzenie w spotkaniu. Taki obrót spraw zmusił Ryana Schmidta do wykorzystania time-out'u już po niespełna 1,5 minuty. WKS Śląsk kontynuował swoją skuteczną grę i w pewnej chwili miał już "pięć" oczek przewagi. Zespół ze stolicy Anglii zaczął jednak gonić i na nieco ponad cztery minuty przed końcem trzeciej części ponownie wyszli na prowadzenie 52:49 po skutecznym rzucie za trzy wykonanym przez Meye Oniego. London Lions ponownie wróciło do pięciopunktowej przewagi, którą mieli kilkukrotnie w pierwszej połowie spotkania. W końcówce ponownie gospodarze wrzucili wyższy bieg i w nieco ponad pół minuty gry z pięciopunktowej przewagi gości zrobiła się punktowa przewaga wrocławian. Pozostała część tej kwarty oscylowała już w okolicy remisu, ale to Lions byli minimalnie bliżej triumfu prowadząc po trzydziestu minutach gry 62:61.

 

Bardzo zacięty był także ostatni akcent meczu. Nerwowość i błędy wkradły się w szeregi obu ekip, ale lepiej z tym radzili sobie goście, którzy na pięć minut przed końcem byli minimalnie bliżej wygranej prowadząc dwoma "oczkami", choć wrocławianie od początku kwarty do tego momentu dwukrotnie zdołali doprowadzić do remisu. Emocje dały się we znaki także liderowi drużyny. Jeremiah Martin już na cztery minuty przed końcem meczu miał cztery faule, a dwa z nich w ostatniej odsłonie tego spotkania. Na domiar złego Amerykanin musiał opuścić boisko trzy minuty i osiem sekund przed końcem spotkania, lecz nie ze względu na liczbę przewinień, a uraz ręki, którego doznał przy okazji jednej z akcji. Wówczas zespół z Londynu prowadził już dziewięcioma punktami i brak lidera mocno utrudnił pogoń. Pomimo przeszkód wrocławianie się nie poddawali. Poprawili jakość gry, a więcej pomyłek zaczęło przytrafiać się Brytyjczykom. To dało WKS-owi odrobienie połowy strat i na minutę i czterdzieści osiem sekund przed końcem do odrobienia zostało im już pięć punktów. Gospodarze musieli jednak uważać na faule, gdyż każde przewinienie oznaczało rzuty osobiste dla London Lions. Brytyjczycy w końcówce wypracowały sobie jednak już bezpieczny bufor przewagi pozowalający im na agresywniejszą obronę i finalnie zwyciężyli spotkanie 

 

WKS Śląsk Wrocław - London Lions 76:83 (24:30, 12:10, 25:22, 15:21)

 

Wrocław: Kolenda 18, Martin 18, Pusica 18, Parachouski 10, Ramljak 5, Mitchell 3, Gołębiowski 2, Tomczak 2, Adamczak, Nizioł

 

Londyn: Taylor 23, Oni 22, Zubcic 12, Dekker 11, Best 8, Sharma 4, Soluade 3, Nelson, Komagum, Hruban

Konrad Klusak

Pochodzę z Ostrowa Wielkopolskiego, mieszkam we Wrocławiu. Z wykształcenia ekonomista, ale z ogromną pasją do sportu. Zakochany po uszy w żużlu, a od niedawna również siatkówce.