Puchar Króla: koncert Barcelony, pewny awans Realu, Rodrigo bohaterem Valencii

  • Data publikacji: 31.01.2019, 23:30

Za nami rewanżowe spotkania ćwierćfinałowe Pucharu Hiszpanii, które wyłoniły półfinalistów turnieju. Barcelona na Camp Nou rozgromiła Sevillę 6:1, co pozwoliło ekipie Valverde odrobić straty z pierwszego spotkania i wywalczyć promocję. W półfinale nie zabraknie Realu Madryt. Królewscy w rewanżu zwyciężyli na wyjeździe Gironę 3:1. Awans wywalczyła także Valencia, dzięki hat-trickowi Rodrigo oraz po dogrywce Betis.

 

Valencia na Estadio Mestalla podejmowała Getafe. Po pierwszym spotkaniu rozgrywanym na Estadio Coliseum Alfonso Perez bliżej awansu było Getafe, zwyciężając u siebie 1:0. W jeszcze korzystniejszym położeniu podopieczni Bordalasa znaleźli się na początku pojedynku rewanżowego. Już w 1. minucie piłkarze spod Madrytu objęli prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się Molina. Goście przejęli piłkę w środkowym rejonie boiska i wyprowadzili szybką kontrę sfinalizowaną przez napastnika Los Azulones. Hiszpan kompletnie zaskoczył Domenecha, posyłając piłkę z prawego narożnika pola karnego w kierunku bliższego słupka bramki. Stracony gol w dużym stopniu obciąża konto golkipera Nietoperzy, który nie zaasekurował tej części bramki. W tym momencie Valencia potrzebowała trzech goli, aby awansować do półfinału.

 

Gospodarze mogli szybko zripostować, lecz strzał Rodrigo w lewy róg bramki na rzut rożny sparował Chichizola. W kolejnych minutach inicjatywę posiadał zespół Marcelino, jednak nie potrafił stworzyć sobie dogodnych okazji bramkowych. Przyjezdni grali momentami bardzo ostro, otrzymując upomnienia od sędziego w postaci żółtych kartoników. Los Ches próbowali z dystansu zaskoczyć golkipera Getafe, ale mieli rozregulowane celowniki. Uderzenia Parejo z rzutu wolnego oraz Torresa z okolicy szesnastego metra w znacznym stopniu minęły światło bramki. W 37. minucie zawodnicy z przedmieść Madrytu przeprowadzili jeden z nielicznych ataków. Strzał Cristoforo zdołał wybronić Domenech. W końcówce pierwszej połowy bliski powodzenia był Rodrigo. Piłkę po strzale piłkarza Valencii przed linią bramkową zatrzymali obrońcy Getafe.

 

W 53. minucie piłkarze Valencii trafili do bramki, jednak sędzia po weryfikacji sytuacji, przy użyciu systemu VAR, nie zaliczył gola gospodarzom, sygnalizując pozycję spaloną. Po godzinie gry Nietoperzom udało się już w zgodzie z przepisami pokonać bramkarza Getafe. Stan rywalizacji wyrównał Rodrigo. Gaya zagrał z lewej strony boiska na wolne pole do rezerwowego Cherysheva, ten wypatrzył niepilnowanego na piątym metrze hiszpańskiego napastnika, który nie miał najmniejszych problemów z umieszczeniem futbolówki w bramce. Bardzo szybko prowadzenie mogli odzyskać piłkarze Bordalasa, jednak Mata przegrał pojedynek z Domenechem.

 

Kolejne fragmenty wtorkowego starcia przyniosły po jednej okazji z obu stron, lecz bramkarze wychodzili z niełatwych sytuacji obronną ręką. Na kwadrans przed końcem drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Dakonam. Goście ostatni kwadrans byli zmuszeni grać w osłabieniu. Wykorzystała to drużyna Valencii w doliczonym czasie gry, trwającym blisko dziesięć minut. Dwukrotnie do bramki zespołu spod Madrytu trafił Rodrigo, kompletując klasycznego hat-tricka i zostając bohaterem publiki na Mestalla. Najpierw wykorzystał znakomite podanie głową od Miny, zaś później wykończył szybki atak, pakując piłkę z pięciu metrów do bramki. Getafe już witało się z gąską, jednak Valencia zdobywając dwa gole w ciągu 90 sekund przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść i jako pierwsza uzyskała promocję do 1/2 finału Pucharu Króla sezonu 2018/2019.

 

Valencia – Getafe 3:1 (0:1), pierwszy mecz: 0:1, awans: Valencia

(Rodrigo 61’, 90+2’, 90+3’ – Molina 1’)

 

*****

 

Betis o awans na własnym boisku walczył z Espanyolem. W tym dwumeczu wszystko było jeszcze możliwe. Pierwszy mecz na Estadio Cornella-El Prat zakończył się remisem 1:1, wskutek czego w nieco korzystniejszej sytuacji byli Andaluzyjczycy, dzięki bramce zdobytej na wyjeździe, jednak gol strzelony na boisku rywala, przy jednoczesnym zachowaniu czystego konta, premiowałby awansem zespół Espanyolu. To właśnie ekipa z Barcelony od początku spotkania sprawiała lepsze wrażenie na boisku. Aktywny w szeregach Papużek był Leo Baptistao. Brazylijczyk w pierwszej połowie trzykrotnie próbował znaleźć sposób na pokonanie bramkarza Betisu. Pierwsze uderzenie głową z 3. minuty pewnie wybronił Robles. Później golkiperowi z Andaluzji w sukurs przyszła poprzeczka. W przypadku Baptistao sprawdziło się jednak przysłowie: „do trzech razy sztuka”. Po półgodzinie gry napastnik Espanyolu wykorzystał dośrodkowanie Gomeza z rzutu wolnego i znakomitym strzałem głową, w prawy róg bramki, dał zespołowi z Katalonii jednobramkową przewagę. Betis przed przerwą nie miał pomysłu na przechytrzenie obrony gości. Miejscowych stać było tylko na niecelny strzał z rzutu wolnego autorstwa Sergio Canalesa oraz próbę głową Mandiego, z którą bez problemu poradził sobie Roberto Jimenez.

 

Początek drugiej części spotkania również należał do podopiecznych Rubiego. W 53. minucie piłkę niemal spod linii końcowej wprost na głowę Iglesiasa dośrodkował Melendo. Uderzenie napastnika Espanyolu kapitalną interwencją na rzut rożny wybił Robles. Cztery minuty później ponownie gorąco zrobiło się pod bramką Verdiblancos, jednak napastnik gości za bardzo wypuścił sobie futbolówkę i obrońca Betisu skutecznie uniemożliwił mu oddanie strzału. Wraz z upływającym czasem do ataków ruszyli piłkarze Setiena. W 64. minucie Lo Celso znalazł się w sytuacji jeden na jeden z bramkarzem Espanyolu, uderzając wprost w dobrze ustawionego Roberto Jimeneza. Napór gospodarzy rósł z każdą minutą. Na kwadrans przed końcem miejscowym udało się odrobić straty. Tym razem Lo Celso był skuteczniejszy. Pomocnik Betisu celnie przymierzył w lewy róg bramki po asyście Joaquina. Do końca regulaminowego czasu gry wynik nie uległ zmianie.

 

Zwycięzcę tego dwumeczu musiała wyłonić dogrywka. Zanim do tego doszło, w 94. minucie z boiska wyleciał Roca. Espanyol musiał dodatkowe trzydzieści minut radzić sobie w dziesięciu. Wykorzystali to bezwzględnie podopieczni Quique Setiena. Po indywidualnej akcji gola na 2:1 zdobył rezerwowy Sergio Leon. Wynik spotkania w dziewiątej minucie dogrywki ustalił Mandi, wykorzystując zamieszanie w polu karnym zespołu z Barcelony. Po heroicznym boju to drużyna Betisu dołączyła do Valencii jako drugi półfinalista.

 

Betis – Espanyol 3:1 pd. (1:1, 0:1), pierwszy mecz: 1:1, awans: Betis

(Lo Celso 76’, Leon 95’, Mandi 99’ – Baptistao 33’)

 

*****

 

Najciekawiej zapowiadało się starcie Barcelony z Sevillą. Do stolicy Katalonii piłkarze Machina przyjechali z solidną zaliczką. Starcie na Ramon Sanchez Pizjuan zakończyło się Los Nervionenses 2:0. Andaluzyjczyków na Camp Nou czekało jednak bardzo trudne zadanie. W porównaniu z pierwszym spotkaniem, w meczu rewanżowym Ernesto Valverde wystawił galową jedenastkę, z Messim, Suarezem oraz Coutinho w ataku. Zabrakło tylko kontuzjowanego Dembele. Od pierwszego gwizdka arbitra Barcelona ruszyła z dużym impetem w kierunku bramki gości. Strzał Messiego w ostatniej chwili zablokowali defensorzy Sevilli. Po upływie dwóch minut obrońca przyjezdnych był bliski strzelenia bramki samobójczej. Blaugrana swoją przewagę udokumentowała w 12. minucie środowej potyczki. Zdaniem arbitra w polu karnym Promes faulował Messiego. Rzut karny pewnym strzałem w lewy róg na bramkę zamienił Coutinho. Jak pokazały powtórki, jedenastka w tej sytuacji została przyznana Dumie Katalonii niesłusznie, bowiem nie doszło do kontaktu pomiędzy zawodnikami. W kolejnych minutach mistrzowie Hiszpanii nadal szturmowali bramkę gości. Piłka po uderzeniu Messiego odbiła się od jednego z graczy Sevilli, jednak Soriano nie dał się zaskoczyć, na raty łapiąc futbolówkę. Ponadto niecelną próbę zaliczył Suarez.

 

Po słabym początku przebudziła się Sevilla. W 24. minucie piłkarze z Ramon Sanchez Pizjuan byli o krok od doprowadzenia do remisu. Promes zagrał z prawej strony boiska w pole karne do Andre Silvy, który uderzył piętą w niesygnalizowany sposób. Kapitalną interwencją na refleks popisał się Cillessen, parując futbolówkę na słupek. Sto osiemdziesiąt sekund później w polu karnym nieczysto powstrzymywany był Mesa, w związku z czym Jose Sanchez Martinez po razy drugi wskazał na wapno. Jedenastki nie wykorzystał Banega. Cillessen w ciągu trzech minut dwukrotnie uratował swoją drużynę przed utratą gola. Niewykorzystane sytuacje szybko zemściły się na ekipie z Sewilli. Znakomite prostopadłe podanie na wolne pole Arthura wykorzystał Rakitić. Chorwat lekko trącił piłkę obok wychodzącego z bramki golkipera gości. Do przerwy wynik nie uległ zmianie, choć bliski powodzenia był Pique, uderzając głową nieznacznie obok słupka.

 

Drugą połowę piorunująco rozpoczęli podopieczni Ernesto Valverde. W ciągu minuty gospodarze dwukrotnie trafili do bramki Sevilli. Najpierw na listę strzelców wpisał się ponownie Coutinho. Brazylijczyk celnie przymierzył głową z jedenastu metrów po dośrodkowaniu Luisa Suareza. Piłka skozłowała przed Soriano, bardzo utrudniając bramkarzowi przyjezdnych skuteczną interwencję. Kilkadziesiąt sekund później czwartego gola dla Barcy uzyskał Sergi Roberto. Prawy obrońca Blaugrany otrzymał podanie w tempo od Messiego i uderzeniem po długim słupku czwarty raz zmusił Soriano do kapitulacji. W 58. minucie meczu sędzia nie uznał gola Coutinho, który w momencie podania był na spalonym.

 

Niemająca nic do stracenia Sevilla próbowała zaatakować. Do awansu Andaluzyjczykom brakowało dwóch goli.  W 63. minucie Andre Silva zmarnował bardzo dobrą okazję, pudłując z kilku metrów. Skuteczniejszy był za to Banega. Argentyńczyk popisał się uderzeniem z pierwszej piłki, w prawy róg bramki. Piłkarze z Katalonii mogli szybko odskoczyć ponownie na dwie bramki, ale Messi nie wykorzystał błędu defensywy Sevilli, z czterech metrów uderzając wprost w bramkarza. Ostatnie minuty przyniosły sporo emocji. Sevilla walczyła o strzelenie drugiej bramki, która dawała ekipie Machina przepustkę do kolejnej rundy. Gospodarze nie pozwolili jednak na większe zagrożenie pod własną bramką w końcówce meczu. Barcelona mądrze grała daleko od własnej bramki, kreując kolejne okazje bramkowe. Dwie z nich udało się wykorzystać. Najpierw Suarez dopełnił formalności, trafiając do bramki z kilku metrów po podaniu Alby. Wynik spotkania po koronkowej akcji ustalił Leo Messi, pieczętując w pełni zasłużony awans drużyny Barcelony do półfinału.

 

Barcelona – Sevilla 6:1 (2:0), pierwszy mecz: 0:2, awans: Barcelona

(Coutinho 13’, – rzut karny, 53', Rakitić 31’, Sergi Roberto 54’, Suarez 89’, Messi 90+2’ – Arana 67’)

 

*****

 

Ostatnim akcentem gier półfinałowych Pucharu Hiszpanii było starcie na Montilivi, gdzie miejscowa Girona mierzyła się z Realem Madryt. Przed tygodniem, na Santiago Bernabeu zwyciężyli Królewscy 4:2, dlatego to drużyna Solariego była zdecydowanym faworytem do awansu. Gospodarze nie zamierzali jednak składać broni, wszak dwie bramki zdobyte na wyjeździe pozwalały marzyć o odrobieniu strat u siebie. Od początku spotkania Real dominował na boisku. Królewscy konstruowali groźne akcje, niosące ze sobą zalążek gola. Benzema uderzył tuż obok słupka, natomiast strzał Ceballosa został zablokowany. Po kwadransie gry goście z Madrytu powinni prowadzić, lecz Benzemie w dogodnej sytuacji zabrakło precyzji pod bramką Girony. Podopieczni Eusebio Sacristana również starali się atakować, ale niewiele z tego wynikało. Obrońcy Los Blancos bardzo skutecznie pacyfikowali ofensywne zakusy piłkarzy z Katalonii.

 

W kolejnych minutach obraz gry nie uległ zmianie. Nadal zdecydowanie lepsze wrażenie sprawiali wicemistrzowie Hiszpanii. Strzał Kroosa z dystansu padł łupem bramkarza, natomiast Benzema w niezłej sytuacji kolejny raz chybił. Przy czwartej próbie Francuz w końcu trafił do siatki, wieńcząc świetną akcję Królewskich. Asystę na swoim koncie zapisał Carvajal. Girona mogła bardzo szybko odrobić straty, lecz Navas zdołał odbić piłkę po strzale Stuaniego. Ostatni kwadrans pierwszej połowy to sytuacje z obu stron. Marcelo przegrał pojedynek sam na sam z Iraizozem. Równie dobrze radził sobie jego vis a vis. Keylor Navas wybronił potężne uderzenie z dystansu Granella, kilka minut później popisał się kapitalną interwencją po strzale Stuaniego. Tuż przed przerwą Królewscy podwyższyli na 2:0. Drugi raz na listę strzelców wpisał się Benzema. Francuz strzelił w kierunku dalszego słupka, obok zaskoczonego bramkarza gospodarzy. Autorem ostatniego podania do francuskiego napastnika był Vinicius. Ta akcja wybitnie dowiodła, że ci piłkarze w ostatnich tygodniach rozumieją się znakomicie.

 

Obie drużyny po zmianie stron inicjowały akcje ofensywne, lecz sytuacji podbramkowych było bardzo niewiele. Warto odnotować jedynie strzał Viniciusa z obiecującej pozycji, który przyblokował defensor Girony. W 65. minucie Real Madryt powinien prowadzić różnicą trzech goli. Wybornej okazji nie wykorzystał Lucas Vazquez, który mając przed sobą pustą bramką, trafił tylko w słupek. Gdy wydawało się, że Królewscy w pełni kontrolują poczynania na boisku, gospodarze strzelili gola na 1:2. Girona wyprowadziła kontrę zakończoną trafieniem Porro. Prawy pomocnik nie zmarnował sytuacji sam na sam z Navasem. Riposta Los Blancos była bardzo szybka. Llorente odważnie ruszył z piłką, wypracował sobie pozycję do strzału i plasowanym uderzeniem w lewy róg pokonał Gorkę Iraizoza. Mimo szans z obu stron, do końca meczu wynik się nie zmienił. Królewscy w dwumeczu zwyciężyli 7:3 i uzupełnili grono drużyn, które powalczą o finał Pucharu Króla.

 

Girona - Real M. 1:3 (0:2), pierwszy mecz: 2:4, awans: Real M.

(Porro 71'Benzema 27', 43', Llorente 76')