Sezon w pigułce: triumf, pech i blamaż, czyli jak radzili sobie Polacy w Lidze Mistrzów CEV
PI0TR SUMARA/PLS

Sezon w pigułce: triumf, pech i blamaż, czyli jak radzili sobie Polacy w Lidze Mistrzów CEV

  • Dodał: Agnieszka Nowak
  • Data publikacji: 03.05.2021, 16:09

Tegoroczna edycja Ligi Mistrzów CEV z pewnością przyniosła polskim kibicom wiele radości. Po raz pierwszy od pamiętnego sukcesu Płomienia Milowice w sezonie 1977/1978, na najwyższym stopniu podium stanęła polska drużyna – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, a MVP turnieju wybrano naszego reprezentanta, Aleksandra Śliwkę. Z dobrej strony pokazała się także PGE Skra Bełchatów, którą wyeliminowali dopiero ostateczni triumfatorzy. Prawdziwego pecha doświadczyli natomiast mistrzowie Polski. Zespół Jastrzębskiego Węgla z powodów pandemicznym musiał wycofać się z rozgrywek jeszcze w fazie grupowej. Blamaż w starciu z Kuzbassem Kemerovo zaliczyła Verva Warszawa Orlen Paliwa, która nie zdołała zdobyć 9. punktów w tie-breaku i odpadła przed ćwierćfinałem.

 

Kolejny artykuł z cyklu "Sezon w pigułce" poświęcimy rozgrywkom Ligi Mistrzów CEV, w której tym razem mogliśmy oglądać aż cztery polskie ekipy. We wcześniejszych artykułach możecie przeczytać podsumowanie PlusLigi, TAURON Ligi, a także przyjrzeć się bliżej występom Polaków we Włoszech.

 

Polacy na szczycie

 

Już przed rozpoczęciem europejskich rozgrywek Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle prezentowała znakomitą formę. W PlusLidze kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa i fazę zasadniczą zakończyła na pozycji niekwestionowanego lidera. Podopieczni Nikoli Grbicia niespodziewanie ulegli jednak w finale mistrzostw Polski Jastrzębskiemu Węglowi, którego siatkarze zawiesili na szyi złoto po raz pierwszy od 17 lat.

 

Niezaspokojone apetyty kędzierzynianie zgasili w jeszcze bardziej prestiżowych rozgrywkach – Lidze Mistrzów CEV. Na europejskich parkietach od początku pokazywali swoją siłę, ogrywając najbardziej utytułowane drużyny.

Najgroźniejszym rywalem ZAKSY w grupie była... PGE Skra Bełchatów. Choć w rodzimych rozgrywkach ekipa z Opolszczyzny pewnie wygrywała ze ‘Skrzatami", turnieju CEV było inaczej. Choć w pierwszy starciu w Kędzierzynie-Koźlu ZAKSA zdominowała podopiecznych Michała Gogola, w Bełchatowie nie było już tak przyjemnie. Skra zdołała doprowadzić do tie-breaka i zdobyła cenny punkt, który przybliżył ją do play-offów. ZAKSA zakończyła natomiast pierwszą fazę z kompletem zwycięstw, bez problemu radząc sobie z belgijskim Lindemans Aalst i tureckim Fenerbahce.

 

Awans kędzierzynian z pierwszego miejsca oznaczał, że w ćwierćfinale musieli stanąć na przeciwko włoskiej potęgi – Cucine Lube Civitanovy. Ekipa Gianlorenzo Blenginiego w grupie uplasowali się tuż za rywalami z rodzimego podwórka, Sir Sicomą Monini Perugią, od której okazała się gorsza o... jednego seta. Stawiani w roli faworytów Włosi w pierwszym starciu z ZAKSĄ udowodnili swoją siłę i rozgromili ówczesnych mistrzów Polski 3:0. Kolejny raz podopieczni Nikoli Grbicia pokazali jednak determinację. Najpierw po znakomitej grze pokonali Civitanovę 3:1, a później po niezwykle emocjonującym „złotym secie" przypieczętowali awans do półfinału.

 

W nim dokonali kolejnego siatkarskiego „cudu". Po drugiej stronie siatki stanęli podopieczni Władimira Alekny – siatkarze Zenitu Kazań. Mimo zwyżkowej formy kędzierzynian i falującej gry Rosjan także i tym razem ZAKSA nie była stawiana w roli faworyta. W obu spotkaniach nie brakowało emocji, a prawie każdy set rozstrzygał się w samej końcówce. Po przegranym pojedynku u siebie podopieczni trenera Grbicia odrobili straty z 2:0 w Kazaniu, wygrali mecz w pięciu setach i triumfowali w „złotym secie" 13:15. Tym samym ZAKSA wyeliminowała rosyjską potęgę, która rozegrała najgorszy sezon od lat.

 

Finał Ligi Mistrzów zorganizowano w Weronie, w której kędzierzynianie zmierzyli się z Itas Trentino. Mecz od początku przebiegał pod dyktando ZAKSY, która kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku. Znakomite zawody, podobnie jak cały turniej, rozegrali Kamil Semeniuk, Łukasz Kaczmerek oraz Aleksander Śliwka, który otrzymał nagrodę dla najbardziej wartościowego zawodnika tegorocznych rozgrywek. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle osiągnęła tym samym największy sukces w historii klubu i stanęła na najwyższym stopniu podium po raz pierwszy od 1978 roku.

 

Pech Jastrzębskiego Węgla

 

Nic dziwnego, że w finałach PlusLigi siatkarze Jastrzębskiego Węgla walczyli o złoto jak lwy. Oprócz oczywistej chęci zwycięstwa „Pomarańczowi" z pewnością czuli niedosyt spowodowany koniecznością wycofania się z Ligi Mistrzów. Podopieczni Andrei Gardiniego musieli opuścić europejskie parkiety przez zachorowania zawodników na COVID-19. W konsekwencji nie mieli nawet okazji zawalczyć o awans z grupy C, w której znaleźli się razem z Zenitem Kazań, Berlin Recycling Volleys i ACH Volley Lublana. Ostatecznie do fazy play-off awansowały drużyny z Rosji i Niemiec, a Jastrzębski Węgiel był zmuszony oddać mecze walkowerem.

 

Blamaż Vervy Warszawa

 

W tegorocznej edycji Ligi Mistrzów zawalczyć o najwyższe cele mogła także Verva Warszawa Orlen Paliwa.  Mogła... ale nie wykorzystała swojej szansy. Choć Stołeczni wygrali oba spotkania z belgijskim Knack Roeselare i sprawiła niespodziankę w Modenie nie zdołała awansować nawet do play-offów. Zawód był tym większy, że podopieczni Andrei Anastasiego zajęli drugie miejsce w grupie D. Do awansu nie potrzebowali nawet zwycięstwa, a jednego punktu i określonej liczby „oczek" w tie-breaku.  Niestety, ekipa z Warszawy nie utrzymała koncentracji i została rozgromiona przez Kuzbass Kemerovo w piątym secie 5:15. Brązowym medalistom PlusLigi zabrakło więc jedynie...czterech punktów do ćwierćfinału.